Aerandir - 28-06-2011 20:48:51

[Nowy Jork]
[gdzieś w koło doków, tak zwane Docktown]
[11 września 2053 r.]
[Godzina 23:37]


W mieście było spokojnie. Nadeszła późna godzina i praworządni ludzie opuścili ulice. Teraz wszędzie panoszyły się męty wszelakiego rodzaju, pracownicy mający trzecią zmianę czy zagubieni w wielkim mieście bezdomni. Docktown odstrasza swoim wyglądem - śmród, przestępczość i wygląd slumsów nigdy nie przyciągało turystów. I ciężko im się dziwić. Wskaźnik morderstw jest tutaj najwyższy ze wszystkich części Nowego Jorku.
Gdzieś tam, w małym zaułku za blokiem mieszkalnym, obok przerdzewiałego kontenera stały sobie cztery osoby. Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że to jakieś spotkanie gangu czy czegoś w tym rodzaju, więc wszyscy ewentualni przechodnie omijali ich z daleka. Lampa uliczna delikatnie oświetlała sylwetki tych postaci.
Pojawili się tu przed dwoma minutami, a czas i miejsce nie sprzyjało rozmowom. Zresztą, ciężko by tego oczekiwać. Wszyscy czekali na tę konkretną godzinę.
Wybiła 23:39
Do grupki podszedł znudzony przechodzień o wyglądzie dealera. Miał na sobie dresy a ręce trzymał po kieszeniach. Głowę skrywał kaptur, ale widać było jego łysinę. Oczy miał zakryte ciemnymi okularami lustrzankowymi. Okulary? w nocy?
Dresiarz miał nieodparte wrażenie, że jedna z kobiet nieustannie przygląda się badawczo i rozpracowuje go. Ta niepozorna kobieta pod trzydziestkę sprawiała jednak dość normalne wrażenie.
Nieopodal stała druga kobieta w tym samym wieku, ale wyższa od poprzedniej. Ukryte za okularami usprawnione oczy pozwoliły dresiarzowi dostrzec liczne nanosieci ukryte w jej nogach. Dość nietypowe jak na wrażenie gospodyni domowej.
Jeden z mężczyzn sprawiał mieszane wrażenie. Był ledwie młodzieniaszkiem, który powinien siedzieć w szkole. A jednak tutaj był. Uważnie przyglądał się dresiarzowi. Wokół jego oczu można było dostrzec delikatne przewody.
Został jeszcze jeden mężczyzna - wysoki afroamerykanin bez jakiegokolwiek znaku szczególnego. Prawdopodobnie cicha woda.
Dresiarz zdjął kaptur i przemówił.
- Witam serdecznie. Agent Wolfgang Ritter. Proszę za mną.
Mężczyzna podszedł do kontenera i dał nura do środka. Upaskudził się strasznie, zapaszku też sobie dodał. Postacie dookoła usłyszały delikatne kliknięcia cyfrowej klawiatury i coś zgrzytnęło za ceglaną ścianą budynku. Wolfgang wynurzył się ze śmieci i podszedł do owej ściany. Zabrał kilkanaście cegieł u dołu ukazując drabinę prowadzącą w dół. Pokazał gestem, by pozostali poszli za nim i wszedł do środka.

- - -



Na samym dole znajdowało się małe betonowe pomieszczenie o kształcie sześcianu, o boku długiego na 6 metrów. Po środku stał prosty stolik z wieloma papierzyskami. Przy ścianach stały proste ławeczki z poukładanymi pudłami zawierającymi części komputerów. Albo ktoś się dopiero rozkładał, albo zamierzał ewakuować. Pomieszczenie oświetlały dwie drobne lampy dające zimne, białe światło.
W środku było już 3 mężczyzn. Dwu o wyglądzie informatyków, chłopaków pod trzydziestkę w kraciastych koszulach i okularkach, zajmowało się zawartością pudeł. Trzeci miał co najmniej pięćdziesiątkę i stał za stolikiem. Miał twarz poniszczoną Szarą Smiercią, wory pod oczami i szarą cerę. Na sobie miał kasztanowe spodnie i zwyczajną, białą koszulę. Co chwila przeczesywał stojące do góry szpakowate włosy i masował oczy. Widać nie spał już jakiś czas.
Dresiarz podszedł do tyłu i zaczął zdejmować ubranie nie bacząc na obecność ludzi dookoła. Przebierał się powoli w proste, codzienne ubranie.
Tymczasem starszy mężczyzna rzekł:
- Witamy w kwaterze tymczasowej FBI. Cieszę się, że przybyliście. Raczej mnie nie znacie, nawet ci, którzy i tak z nami pracują, nie wiedzą kim jestem. Phie! - zaczął swój wywód. Miał skrzekliwy głos i wyglądał na zrzędę. Tak się też nieco zachowywał. - No dobra. Słuchajcie, proponujemy pracę. Nie byle jaką, o niemałych zarobkach. W zasadzie to cholernie trudną. I jeżeli będzie wymagała wyłożenia dupska za ojczyznę, to oczekuję, że to zrobicie! ... nazywam się Albert Burnham. Agent Albert Burnham. Będę waszym zwierzchnikiem i dowódcą. Poprosiłbym was, żebyście usiedli, ale i tak nie mamy tutaj krzeseł.
Albert wziął kilka kopert ze stolika.
- A teraz przedstawić mi się, żebym wiedział z kim to mam do czynienia. - rzekł ochryple.

[Rozpoczynacie. Zacznijcie od opisania wrażenia, jaką wywarło na was zawiadomienie do "pracy", czekanie w zaułku, agent Wolfgang i zejście do podziemia. Wkrótce wszystko się wyjaśni...]

Sarpens - 29-06-2011 11:10:15

Mike miał w zwyczaju rozpracowywać wszystkich od samego początku, jednakże zawsze starał się przy tym zachowywać pozę lekkoducha na tyle, na ile mu się to udawało. Przyglądał się każdemu dokładnie, starając się ocenić ewentualną przydatność każdego z towarzyszy.
Drużyna mieszana? Czemu nie, choć ta niższa pewnie, jakby się postarała, to mogła by zostać moją matką... Oby nie rozsadzała innych po kątach... Z resztą ta druga też nie jest w moim typie. Został jeszcze murzyn... Same staruchy... Liczyłem, że w grupie dostanę rówieśników, ale w sumie ich doświadczenie może się przydać. Ciekawe w czym się specjalizują? - Pomyślał lekko wzdychając pod nosem. - Agent, który nas odprowadzał dobrze się zamaskował, choć liczyłem, że wymyślą ambitniejszą kryjówkę na panel kontrolny, ale z drugiej strony kto będzie grzebał w śmieciach?
Wiele retorycznych pytań bez odpowiedzi krążyło mu po głowie bez odpowiedzi, ale póki co postanowił milczeć.

- - -



Ciekawe to pomieszczenie... W sumie przypomina mi moją kryjówkę z czasów bidula, lubię takie schrony. A ten staruch... Hm, wydaję się być niezbyt towarzyski. No, ale kasa jest, to nie ma co się ze swoimi opiniami narzucać. Mówią, robię, płacą - układ idealny, choć nie zamierzam oddawać życia za ojczyznę... Przynajmniej wiadomo, że robota nie będzie nudna.
Paul uwielbiał w swoich myślach toczyć rozmowy ze samym sobą, przez większość jego życia tylko ze sobą mógł porozmawiać. Ciekawiło go całe otoczenie i wszyscy wokół. Z zainteresowaniem rozglądał się po pudłach, informatykach i stercie papierów po stole, a nuż mógł wypatrzeć coś co się przyda. Gdy padł rozkaz do przedstawienia się, pierwszy wystąpił z szeregu.
- Paul Adams, Agent FBI "Mike", lat 23, niezawodny, gdy gdzieś trzeba się włamać i być przy tym niezauważonym. - Odrzekł krótkim i żołnierskim tonem, tak, aby nie zanudzać innych swoim towarzystwem.

Nevreith - 30-06-2011 05:20:53

Jej serce biło niecodziennym tempem. Jeszcze wczoraj wszystko było w porządku, ba! Jeszcze dziś rano ze spokojem jadła śniadanie.
Z tym że czasem jakoś tak się dzieje, że dopiero, kiedy człowiek w końcu dojeżdża na miejsce, gasi silnik i musi wysiąść z auta, dopadają go dziwne lęki. Czyżby znowu przeprowadzka? Właściwie polubiła nową pracę. Zaczęła też nawiązywać bliższe znajomości- nie tak bliskie, jakby tego chciała, ale mimo wszystko, dawały jej one namiastkę ciepła, które ciągle czymś zastępowała. Dobrze wiedziała, jak bardzo może to być zgubne dla zwykłego człowieka.  Ale ja różnię się od zwykłych ludzi. Umiem sobie radzić. Uśmiechnęła się do siebie, zamykając drzwi samochodu. Wzięła głęboki oddech i odepchnęła od siebie te myśli. Nastawiła umysł na tryb gotowości- teraz musi tylko ostrożnie przebyć odległość, jaka dzieliła ją od doków.

- - -



Uwielbiała taki klimat. Gdzieś w kąciku umysłu pojawiła się myśl: To dopiero przygoda! Zlustrowała wzrokiem wszystkich towarzyszy, jednak nie czuła się z tego powodu wyjątkowo, gdyż wiedziała że oni robią dokładnie to samo. Nie przestawała być czujna. O ile kobietę (która wydawała się być niewiele młodszą, ale bardziej elegancką od niej) i czarnoskórego mężczyznę mogła skojarzyć ze sprawą, w jakiej ją tu wezwano, o tyle pojawienie się dosyć młodego chłopaka nieco ją zdziwiło. Nie wolno ulegać wrażeniu. Zganiła samą siebie, po czym wyłapała jego westchnienie. Przeniosła wzrok na ulicę, delikatnie przymrużając oczy.  Swoją uwagę zwróciła na przechodnia, który szedł ku nim.
Z doświadczenia wiedziała, że ludziom, którzy tak się prezentują, inni ludzie wolą nie wchodzić w drogę. Zastanawiający był fakt, że o tak późnej godzinie nosi ciemne okulary- takie posunięcie było ryzykowne w dobie umysłów, które chętniej posądzają drugiego człowieka o spisek, niż o ekscentryczność. Z drugiej strony mógł to być noktowizor, może nie tylko ona, kiedy tylko mogła posługiwała się tradycyjnymi metodami.
Razem z resztą ruszyła przejściem, które wskazał. Chyba jestem wobec tego wszystkiego zbyt krytyczna. Wyluzuj, bo zwariujesz. Cholera, nie mówcie mi, że rozdarłam płaszcz, no cudownie.  Ech. Lepiej uważaj, żeby ci ktoś zaraz czymś nie przywalił...
Po zejściu do niewielkiego pomieszczenia rozejrzała się wokół, a nie czując większego zagrożenia uniosła połę płaszcza, by sprawdzić, czy jest cała. Uśmiechając się z ulgą rozprostowała dłońmi większe zagniecenia, po czym wysłuchała do końca Alberta.
Gdy tylko Paul skończył się przedstawiać uniosła głowę, by było ją lepiej słychać.
- Skyla Jane Spindler,  psycholog i konsultant w sprawach architektonicznych, ostatnio głównie szpieg - zawahała się przez ułamek sekundy, nie mając pewności, czy dalsza część jest konieczna - lat 31.

Impresjonistka - 01-07-2011 17:02:10

Stojąc koło kontenera w towarzystwie trzech nieznanych jej osób, wciąż zastanawiała się nad tym jak mogła spieprzyć tak bardzo swoje ostatnie zadanie w Genewie. I nie, nie dopuszczała do siebie możliwości, ze to nie jej wina. Sytuacja była dość świeża, do Stanów wróciła przedwczoraj, a już dostała coś nowego do roboty.
No nic, nie czas teraz roztrząsywać Genewę. - stwierdziła w myślach. - Spójrzmy, z jakimi ludźmi przyjdzie nam pracować tym razem. Zapewne będzie to standardowa procedura, wykonamy razem zadanie, a po nim będziemy musieli udawać, że się nie znamy.
Ten młody wydaje się być bardzo ambitną osobą, będzie z niego kiedyś dobry agent. Ale jeszcze wiele musi się nauczyć. Kobieta jest chyba osobą twardo stąpającą po ziemi, aczkolwiek dość roztrzepaną. Mimo tego powinno dobrze się z nią pracować. Natomiast patrząc na murzyna mam nieodparte wrażenie, że mam do czynienia z profesjonalistą. Cóż, dobry skład.

Widząc zbliżającego się do nich mężczyznę w okularach nie roztrząsała faktu jego pojawienia się, wiedziała dobrze, że to właśnie na niego czekają. Pomyślała tylko: W końcu. Dobrze, że nie kazali nam dłużej czekać, to by mogło być podejrzane dla obserwatorów z zewnątrz.


Pomieszczenie wewnątrz było dość małe, jednak wystarczające jak na to spotkanie. Gdy Marie popatrzyła na najstarszego z mężczyzn, z tych, którzy tu na nich czekali poczuła ukłucie smutku, zauważyła bowiem, że znać było na nim ślady przebytej Szarej Śmierci. Poprosił on o przedstawienie się każdego. Gdy rozpoczął najmłodszy z grupy Marie zaczęła analizować jego charakter: A więc nazywa się Paul. Wystąpił jako pierwszy z szeregu, prawdopodobnie ma umysł przywódcy i wyrywa się do pracy. Taaak, na początku zawsze tak jest.
Gdy Skyla skończyła się przedstawiać, Marie chciała jak najszybciej przejść do konkretów. Rzekła więc szybkim, lecz spokojnym głosem:
- Marie Helena Kreutz - swoje nazwisko wypowiedziała z ledwie wyczuwalnym niemieckim akcentem. - Agent operacyjny FBI, alias Bluebird. Nie zostałam upoważniona przez szefostwo do zdradzania większej ilości szczegółów moich danych osobowych. Poza tym więcej nie muszę mówić, bo prawdopodobnie czytał pan już, agencie Burnham'ie akta każdego z nas. Aby się do nich dokopać musiał mieć pan zezwolenie wielu osób z góry, wnioskuje więc z tego, że zostaliśmy tu zgromadzeni w sprawie najwyższej wagi państwowej?

Meofar - 01-07-2011 21:13:14

Całe wejście wcale nie zdziwiło Michael'a. FBI zawsze miało dziwne kryjówki. Jedyne co go zdziwiło to przebieranie się Agenta bez wcześniejszego umycia. Może ubranie zawierało nanity, które wyczyściły jego ciało ze śmietnikowego odoru.
No cóż... Mało to profesjonalne ale pomysłowe by zabezpieczenia zamontować w komputerze... Tymczasowa kwatera FBI... Świetnie...- krótkie stwierdzenia jakie MJ uformował w swoich poukładanych myślach. Słuchał Agenta - starego zrzędy i typowego dowódcy.
Nie zdziwiłbym się gdyby podczas akcji innych bolały głowy od wrzasku tego starego fanatyka - pomyślał jednak nie uśmiechnął się by nie zdradzać emocji.  Nie podobała mu się myśl "wyłożenia dupska za ojczyznę" zwłaszcza że już od dawna planował z niej wyjazd. Może Antarktyda... Narazie liczyła się możliwość zapłaty.
Wszyscy zaczęli się przedstawiać. Krótkie spojrzenia po każdym z najprawdopodobnie - nowej drużyny.
Dwie kobiety - oby nie wpadały w panikę - i młodziak - tu zatrzymał się na chwilkę. Chyba niezrównoważony... Nieważne. Dwóch agentów. Przeciętna i włamywacz. A ostatnia to poprostu szpieg - na tą trzeba uważać. - tego ostatniego trzeba być pewien. Szpiegom bez deklaracji przynależności do konkretnego ugrupowania nie można ufać.
Podchodząc do sprawy poważnie. Ciekawe... Będą chcieli na początku deklaracji współpracy czy może wyjawią choć część informacji na temat tego zadania.A teraz kolejny egzamin dla FBI. - pomyślał gdy przyszła jego kolej do przedstawienia się.
- Adam Jensen, lat 30. Ochroniarz przedsiębiorstwa Biotechnologicznego, czasem płatny zabójca. - Powiedział z kamienną twarzą. Był ciekaw czy podstarzały Agent wyłapie kłamstwa. Lepiej wiedzieć. Z kim się współpracuje. W razie przyłapania wyjawi prawdę, albo jej część...

Aerandir - 01-07-2011 21:58:48

Agent Burnham potakiwał przy każdej odezwie, jednocześnie wyciągając ze sterty papierów kilka teczek. Dokładniej cztery.
- Yhym, tak, tak... - pomrukiwał nieprzyjemnie.
Uniósł głowę po pytaniu Marie.
- Herr Kreutz, nie byłoby tej całej maskarady, gdyby sprawa nie wyglądała fatalnie. - tu przerwało mu znaczące chrząknięcie agenta Rittera, który już zdążył się przebrać: widocznie nie podobało mu się to słowo. - Poza tym FBI nie zajmuje się sprawami błahymi. I nie, nie potrzebowałem pozwolenia nikogo z góry. Powiedzmy, że jestem wystarczająco wysoko, żeby pofatygować się samemu.
Następnie wysłuchał słów Adama.
- Panie Jensen, nie musi pan przecież niczego ukrywać. Mam tutaj pana teczuszkę i wiem, że siedzisz pan w gównie na tyle głębokim, żeby mieć teczkę równie grubą co agenta FBI. - rzekł. Niemniej jednak nie powiedział o co dokładnie chodziło. Widać pozwolił zdecydować rozmówcy, czy zechce to wyjaśnić.
Albert chrząknął kilkukrotnie by przeczyścić gardło. Następnie przegrzebał znowu papiery.
- Skoro już wiemy, jak się nazywamy, proponuję przejść do sedna. - agent rozłożył mapę Europy. - Jedenaście lat temu dokonywaliśmy najazdu na dość mocną siatkę przemytniczą. Szmuglowali broń za granicę. Najazd się udał, ale znaleźliśmy jedynie połowę oczekiwanego ładunku. W ciągu kolejnych dziesięciu lat dokonywaliśmy kolejnych rajdów, zamykając szmuglerów ile wlezie, ale zawsze brakowało kilku skrzynek. Ostatni najazd, mający miejsce dziewięć miesięcy temu odkrył, że teraz przerzucają jeszcze nanotechnologię za granicę. Nielegalne wszczepy, części robotów, źródła energii, fiolki z nieznanym DNA. Jeżeli nadążacie za moim tokiem myślowym, to domyślicie się, że w przeciągu roku przeszli na działkę o wiele bardziej zakazaną i niebezpieczną, niż można to sobie wyobrazić.
Albert wskazał na mapie Berlin w Niemczech.
- Nie dalej jak trzy miesiące temu w Berlinie miał miejsce zamach. Prezydent Ukrainy został ostrzelany przez wyłaniającego się z kontenera robota bojowego obecnej generacji. Prezydent, jak też 23 ochroniaży i 11 cywili, zginęli na miejscu. Robot zaś eksplodował. Ale został nagrany, a szczątki zostały zebrane. - agent zawiesił znacząco głos. - To była technologia Stanów Zjednoczonych, nigdzie w Europie takiej nie ma. Cały incydent grozi międzynarodowym skandalem. Nie znaleziono DNA sprawców, nie mamy nic prócz kawałków stali. Żeby było tego mało, mieliśmy przeciek w biurze. Siedemnastu agentów FBI nie żyje, kolejnych pięciu jest zagrożonych. Tyle informacji wydarł od nas haker, zanim przecięliśmy połączenie. Wiemy tylko tyle, że korzystał z ruchomego serwera, a sam nadawał z Monako, więc go nie złapaliśmy. I tak dziw, że się włamał do nas. Do nas, do cholernego FBI!
Albert westchnął ciężko. Widać było, że ta cała sytuacja bardzo działa mu na nerwy. Wyjął też ze sterty papierów zdjęcie. Przedstawiało robota wysokiego na 2 metry, stąpającego na mocarnych nogach. Wyglądał niczym przygarbiony goryl, który pod ramionami ma działa wielolufowe. Był otoczony przerdzewiałymi kawałkami blachy, jakby pancerzem. Prawdopodobnie był to kontener, za którego się kamuflował.
- Plan jest taki. Bierzecie nasz ostatni trop jaki mamy i kontaktujecie się z Karelem Formanem. To nasz człowiek, Czech, który mieszka w Niemczech już od czternastu lat. Mamy już pięć biletów na jutrzejszy lot, godzina 11:05. Broń, jeżeli jakąś macie, przekażecie mi. Będę czekał na lotnisku. Zapakuję ją i inne przydatne przedmioty do specjalnego pudła, które z wami poleci. Musimy ominąć kontrolę lotniska. Ponadto będziecie potrzebowali fałszywych dokumentów. Dostaniecie je ode mnie przy oddawaniu broni. Jakieś pytania?

Sarpens - 04-07-2011 21:59:58

- Oto nóż, pistolet z tłumikiem i amunicja do niego. Więcej przy sobie nie posiadam. Pytanie z mojej strony: na jaki sprzęt możemy liczyć w czasie akcji? - zapytał w typowym, żołnierskim stylu nie wdając się przy tym w jakąś dogłębną analizę.
Nóż w pochwie, pistolet w kaburze i amunicję złożył spokojnie na stole czekając na odpowiedź.

Impresjonistka - 06-07-2011 03:17:22

- Hmm, ciekawe dlaczego to właśnie prezydenta Ukrainy wybrano jako cel. - pomyślałam na głos, po czym dodałam:
- Czy miejsce, z którego haker nadawał z Monako zostało dokładnie ustalone i zbadane? - zapytałam, kładąc jednocześnie na stole koło broni Paula swoją własną - pistolet z tłumikiem w kaburze, amunicję i nóż.

Meofar - 06-07-2011 11:09:48

Może troszeczkę wypadłem z obiegu, ale co robił prezydent Ukrainy w Niemczech? Przydałyby się dokładniejsze informacje. Podpisanie Umowy? Pomoc zbrojna? Może ta rozmowa była pewnym ludziom nie na rękę... - Te pytania uważał za dość rozsądne.
Adam Jensen... Mogłem podać coś ciekawszego. - mimo wszystko spodobała mu się przykrywka. Może wyjawi im prawdziwe dane... Może nie... Nieważne.
Co do broni to proszę oto moja. - Mówiąc te słowa odłożył obok reszty Karabin Snajperski z Mieczem. Na sam koniec wyciągnął z kieszeni nóż i ułożył go obok reszty sprzętu.

Aerandir - 06-07-2011 11:18:02

Albert wziął składaną broń i bezceremonialnie wrzucił ją do kartonowego pudła leżącego obok, na małe paczuszki z kawą. Widocznie brakowało mu odpowiedniego opakowania.
- Panie Adams, kwestia sprzętu jest potwornie delikatna. Jak pan widzi, dysponujemy tylko tym, co jest w tym pomieszczeniu. - Albert machnął ręką ukazując otoczenie. - Istnieje obawa, że mamy w biurze wtyczkę. Inaczej sobie nie możemy wyobrazić faktu, że ktoś się włamał do naszej bazy danych. Prawdopodobnie pomógł mu ktoś z zewnątrz, a jeżeli faktycznie tak zrobił, to mógł sabotować kamery, broń i sprzęt. Nie będziemy ryzykowali.
- Jeżeli chodzi o prezydenta Ukrainy, to tutaj zdania są podzielone. Ja jestem zwolennikiem teorii, że zabójstwo jakiegokolwiek prezydenta i zwalenie tego na USA wchodziło w grę, a prezydent Ukrainy po prostu się tam napaczotył. Wedle oficjalnych informacji był tam z powodu rozmów biznesowych. Z tego co wiem chodziło o wydobycie gazu na terenie Niemiec, a Ukraina chciała ocieplić stosunki, aby otrzymać lepszą cenę. Wizyta w zasadzie niewinna i normalna.
- Serwera nie odnaleziono. Okazuje się, że wszystko nadano z komputera z garażu pewnej rodziny. Oni o niczym nie wiedzieli, ponieważ spali. No a nikt w okolicy nie ma dostatecznej wiedzy o informatyce. Ponadto ich komputer był zbyt słaby, by temu sprostać. Twierdzimy, że użyto kabli i uprzednio wzmocnionego łącza internetowego tej rodziny, a komputer przywieźli sobie własny. Jedno z nieco nadpalonych łączy o tym sugeruje. To nie byli żadni chuligani, musieli mieć naprawdę wielką wprawę. Oczywiście cały dom, garaż i podwórko przeszukano. Nie znaleziono nic obciążającego, prócz potwierdzenia, że to się odbyło - kable są nieco zużyte jak na nie, co świadczy o niemałym natężeniu danych.
Albert przesunął nieco papiery z biurka, żeby oprzeć się tyłem o jego krawędź. Tymczasem Wolfgang podszedł bliżej, już ubrany jak Bóg przykazał, i zaczął mówić:
- Słuchajcie, rozumie się samo przez siebie, że w Berlinie mówią po Niemiecku. Ja dysponuję tym językiem, w końcu jestem Niemcem. Ale nie wiem jak wy. Rozmawianie po angielsku może być, chociaż nie musi, być niebezpieczne, skoro USA jest posądzane o atak.
Albert mruknął w zastanowieniu:
- Może po prostu niech mówią z angielskim akcentem? Brytyjczycy nic do sprawy nie mają...
- Tak czy inaczej, ja muszę już iść. - powiedział Wolfgang. - Jak będę jutro wracał, to wezmę wam jakieś pączki czy coś.
- Dzięki Wolf, ratujesz nam życie. - odparł jeden z informatyków z wdzięcznością.
Wolfgang podał każdemu z obecnych rękę na pożegnanie i wyszedł.
Albert tymczasem odprowadził go wzrokiem.
- Wolf jest jedną z tych pięciu zagrożonych osób. Jedzie z wami, bo tutaj na pewno zginie, a w Niemczech może się jakoś zaszyć. Nie ma lekko, pewnie przeprowadzi się z żoną i córką na stałe i odejdzie ze służby.
Stary agent rozmyślił się. Po jego minie można stwierdzić, że napłynęły mu na myśl stare wspomnienia. Widać Wolfgang Ritter zajmował wśród nich szczególne miejsce.

[Sesja, zasada #1 : jeżeli bohaterowie są w trakcie dialogu, to kolejność odpisów nie ma znaczenia. Nie musi być też wszystkich odpisów. Jest jakieś pytanie, jest jakaś odpowiedź. Odpiszę jeśli mam czas. Jeżeli zaś bohaterowie są w trakcie akcji, pościgu, walki itp. to zanim odpiszę muszę mieć odpisy od WSZYSTKICH. W takich wypadkach zezwalam na edycję posta zanim opiszę dalszy rozwój wypadków.]
[Sesja, zasada #2 : od tej chwili będziecie otrzymywać ode mnie w Prywatnych Wiadomościach niektóre opisy, zależne od umiejętności waszych bohaterów. Teraz co prawda nie otrzymaliście żadnego, ale będą się pojawiać. PW będą napisane w ten sposób, że będą kontynuacją posta ogólnego. Tak więc najpierw czytacie posta w sesji, a potem dopiero PW. Nie odpisujecie mi na PW z sesji - reagujecie na nie tylko w sesji ogólnej.]

Nevreith - 07-07-2011 04:13:04

Słuchała uważnie rozmowy, która toczyła się wokół niej. Z płaszcza wyjęła wyciszony pistolet i położyła go na stole obok innych broni.
Nóż wolała na razie zostawić- nie weźmie go ze sobą na pokład samolotu, ale może się przydać, zanim dotrze do samochodu.
- Znajomość niemieckiego i tak się przyda. Ale jasne, w razie czego: angielski akcent - uśmiechnęła się, podając rękę Wolfgangowi.

Sarpens - 09-07-2011 15:14:14

- Jeżeli nie władam językiem niemieckim to mam milczeć i trzymać się z tyłu? - Paul zapytał dość niepewnym głosem, bo sam nigdy nie uczył się innych języków poza swoim ojczystym.

Meofar - 10-07-2011 00:42:52

Młody zadał dobre pytanie.
MJ sam chciał wiedzieć gdyż niespecjalnie interesował się językiem niemieckim.
Nie umiał zbyt wiele.
Tylko podstawowe słowa i zwroty takie jak  "danke" i "kinder mahen" .
A wszystko to dzięki jego ulubionym płatkom śniadaniowym "Helga Square", gdzie wszystko było napisane po niemiecku.
Mam jeszcze kilka pytań. - powiedział - Jak rozpoznamy naszego człowieka w niemczech? Co z zakwaterowaniem i wynagrodzeniem? No i jak mam się z Tobą skontaktować. Jak wiesz z dokumentów, nie jestem specjalnie... Ulepszony... - Dokończył niepewnie.
Cholera. Jak w takiej chwili mogło zabraknąć mi słowa. "Ulepszony" ale wymyśliłem. Mnie nie trzeba ulepszać.
- Czy to już wszystko co musimy wiedzieć? Chętnie bym już poszedł. Mam jeszcze pare spraw do załatwienia.

Aerandir - 10-07-2011 13:17:39

Albert wzdrygnął się, kiedy konkretne pytania wyrwały go z krainy marzeń i rozmyślań.
- Panie Adams, skąd mam to wiedzieć? Jest pan raczej na tyle doświadczony, by samemu ocenić ewentualną sytuację...
- Wolfgang już się z nim widział i to właśnie on doprowadzi do spotkania. Nie będę ryzykował dawania wam zdjęcia. A kontakt? Nie będę się z wami kontaktował w ogóle. Będziecie radzić sobie sami. Jeżeli chodzi o zakwaterowanie, to wynajmę wam jakiś przeciętny hotel jutro rano. Zanim dolecicie, będziecie już mieć zarezerwowane miejsca. Wynagrodzenie to 100 000 kredytów na głowę. - agent zawiesił głos na chwilę. - To raczej niemało. 10% tych środków macie już na swoich kontach bankowych, gdybyście potrzebowali gotówki na miejscu.
- Jeżeli nie macie już więcej pytań, możecie śmiało wychodzić. Sprawdźcie tylko, czy na ulicy nikogo nie ma sprawdzając monitor koło drabinki i możecie śmiało iść.
Tymczasem przebywający w pomieszczeniu informatycy zdołali własnoręcznie zbudować komputer i odpalić go, czemu towarzyszyło ciche "oł jeah".

Meofar - 11-07-2011 23:26:43

- To ja się zbieram. Ostatnie dwa pytania... które lotnisko i o której godzinie. - Zaraz po tych pytaniach MJ chciał szybko wyjść. Wyjazd sam się nie przygotuje

Sarpens - 12-07-2011 12:58:54

Murzyn zadał niezłe pytanie.
Co trochę podbudowało Paula, choć sam już czuł lekką tęsknotę za swoim wygodnym wyrkiem, no ale praca w tym przypadku zając i mogła by trochę nawiać.

Aerandir - 12-07-2011 19:53:32

Albert zerknął na czarnego z niewielką irytacją.
- Jak już przedtem mówiłem, lot jest o 11:05. Lotnisko Newark-Liberty. Wszystko jest zresztą napisane na bilecie, gdyby pan nie wiedział. - powiedział nieco kąśliwie. Widać słabo tolerował brak trzeźwego myślenia.
Ablert rozdał bilety.
- Jeżeli któreś z was ma plan nie pojawić się jutro w ogóle, to niech liczy się z konsekwencjami. Jeżeli takie durne pomysły jednak wam nie w głowie, to proponowałbym wyjechać jak na wakacje. Żadnych garniturów, same wygodne ubrania. Macie być turystami. Ja będę czekał przy bankomatach już na lotnisku. Wolfgang będzie przed wjazdem na lotnisko, gdyby ktoś jeszcze miał jakąś broń do przemycenia... to chyba byłoby wszystko. Wyjście znajdziecie sami.
Stary agent poszedł w kierunku informatyków i zaczął zaglądać im przez ramiona.

Meofar - 13-07-2011 00:59:03

Już typa nie lubię... Trudno, robota to robota,  a i kasa niemała. - Tylko tyle sobie pomyślał o ostatniej uwadze. Kłamał mówiąc, że ma coś do załatwienia. Już był spakowany. Zależało mu tylko na chwili wolnego czasu. Teraz jeszcze doszło do tego kilka nowych kredytów.
Tak... Kupię sobie płaszcz. Najlepiej Szaro-granatowy. Do samej ziemi. Może jeszcze kapelusz. Aha i tak ważne by kilka nowych Tshirtów kupić.... jak turysta to turysta.
Upewniwszy się, że nikt nie stoi pod "bazą" wyszedł.
Trzeba jeszcze odwiedzić ziomków z dzielni. Dać Steve' owi na odwyk, Jason'owi na Prochy, Nancy na fryzjera.
Jedno jest pewne: na następny dzień napewno zjawi się na lotnisku. Może nawet przed czasem.

Sarpens - 17-07-2011 10:45:52

Paul stwierdził, że nic tu po nim, bo i tak powiedziano już wszystko co było interesujące w tej sprawie. Jeszcze raz, spokojnym wzrokiem, rozejrzał się po współtowarzyszach wyprawy, po czym wciągnął mocniej powietrze nosem, odwrócił się do ekranu i spojrzał na niego wypatrując czegokolwiek interesującego.

Aerandir - 19-07-2011 18:03:17

Paul nie dostrzegł niczego nadto interesującego. Na monitorze komputera prosta konsola, która wykwitła na ekranie, zielonymi literkami zażądała podpięcia pozostałych urządzeń, co też informatycy zaczęli sprawnie czynić.
Natomiast monitor "wyjściowy" jaśniał spokojnym obrazem ulicy. Nikogo tam nie było.
Paulowi przeszło przez myśl, że może następnym razem bardziej przybliży monitor, na który patrzy.

(Tjaaaa... możecie sobie już wyjść, to może jakoś przygodę przepcham dalej, bo widzę że doskonale wam teraz idzie.)

Sarpens - 19-07-2011 21:18:07

<<Ja jestem jak najbardziej za tym, żebyśmy się znaleźli już na lotnisku, albo dalej>>

Meofar - 24-07-2011 21:52:55

Zgadzam się...

Aerandir - 29-07-2011 11:50:23

[12 września]
[Godzina 18:57]


"Turyści" wyszli już ze swojego samolotu i rozpoczęli poszukiwania jakiejś taksówki. Wolfgang, dzięki swojej wrodzonej umiejętności porozumiewania się w języku niemieckim, szybko złapał takowy wóz i poprosił o podwózkę do hotelu.
Berlin wyglądałby majestatycznie, gdyby nie fakt, że to po prostu kolejne wielkie miasto. Technologia niebywale podobna, ale widać było różnice w wyglądzie poszczególnych maszyn. Roboty, które strzegły porządku były zupełnie inne od ich amerykańskich kuzynów. Ponadto miasto miało nieco inny klimat. W końcu to Europa - inni ludzie, inne obyczaje.

[Godzina 19:21]

Po otrzymaniu kluczy do pokoju agenci udali się do swoich pokojów, aby rozłożyć sprzęt. Jak na pięć osób, wydano im 4 klucze, a więc 3 pojedyncze pokoje i jeden podwójny. A wszystko to miało swój cel.
Michael wg swoich nowych dokumentów nazywał się Harvey George Walters i przybył tutaj na wakacje. Narodowość miał amerykańską, a do Niemiec przyjechał oczywiście na urlop, by odpocząć od ciężkiej pracy w zakładzie przemysłowym Volkswagena.
Paul przybrał postać Joshuy Smith'a, dziennikarza z Anglii, który przybył tutaj w poszukiwaniu sensacji na miarę pierwszej strony gazet. Jest młodym, wolnym strzelcem, który dopiero stawia pierwsze kroki ze swoją lustrzanką.
Skyla na potrzebę misji zamaskowała się jako Anne Highly, pracowniczkę angielskiego zakładu dla obłąkanych, która została wysłana na "przymusowy urlop dla jej własnej poczytalności" i obecnie odreagowywała wszystkie swoje napięcia na relaksujących wakacjach w Niemczech.
Marie miała prawdopodobnie najdziwniejszą rolę do odegrania. Przybrała postać Heleny Schneider (panieńskie Braun), która wraz z mężem, Matthias'em Schneider'em, przybyła tutaj ze Stuttgart'u, by spędzić ze sobą trochę czasu na wypoczynku. Pani Schneirder jest właścicielką kwiaciarni, a jej mąż zajmuje się doręczycielstwem.
Wolfgang, który na potrzebę misji "został" mężem Marie, wziął to zadanie nieco do siebie. Jako już żonaty mężczyzna, o siedem lat starszy od Marie, doskonale się spisywał. Oczywiście, prywatnie zachowywał dystans, ale publicznie był wzorowym przykładem mężczyzny.
Agenci siedzieli teraz w apartamencie Adamsa, oczywiście po kryjomu. Oczekiwali na ich kontakt, lub wiadomość od niego.

[Ruszyłem. I TO NIEMAŁO. Może teraz jakoś opiszecie co myślicie, czy ZNOWU mam przesuwać?]

www.gwardia.pun.pl www.walecznykroliczek.pun.pl www.playmt2.pun.pl www.sek510i.pun.pl www.zulnicamazancowice.pun.pl